Mod-LadyPlasticRose |
Wysłany: Wtorek 05-12-2006, 21:08 Temat postu: Niedokończony film... Miłość braterska najważniejsza jestl |
|
Bill stał z otwartą buzią w drzwiach. Nie mógł nic powiedzieć, zamurował go. Mrużył oczy w niedowierzaniu. Jego brat nigdy by tak nie postąpił. To nie jego brat, to ktoś inny, zdaje mu się. Kłócił się sam ze sobą. Tymczasem Tom oderwał się od Anny, wyduszając z siebie jedyne ‘yyy’.
- To wszystko, na co cię stać? Nic cię nie usprawiedliwia Tom. Byłeś moim bratem, jak mogłeś, jak możesz! – Wykrzyczał Bill, drżącym głosem.
Miał ciężki oddech i chciał jak najszybciej opuścić brata. Chciał uciec i schować się w kącie. Byli ze sobą tak blisko. Żaden nigdy nie odbijał drugiemu dziewczyny. Nie całował się z nią. Czarnowłosy za bardzo kochał swojego brata żeby pomyśleć tak o jego dziewczynach. Za bardzo go kochał żeby uwierzyć, że to wszystko naprawdę się stało. A jednak? To nie sen. Żadna dobra wróżka go z tego nie wybudzi, sam musi sobie poradzić.
- Bill! Ja...ja... To nie tak jak myślisz.
- Co ty robisz ze mnie debila, rogacza a na dodatek ślepego? Za dużo już tego! – Tak bardzo nie chciał krzyczeć, ale nie mógł tego inaczej odreagować. Znienawidził brata, chciał się wyrzec. Już nigdy nie pamiętać o tym, że kiedykolwiek go miał.
- Ale Bill, to naprawdę nie tak! To nie miało tak wyjść! Ten... To... Przepraszam! – Dredziarz nie wiedział, co powiedzieć. Jąkał się i szukał po ścianach jakiejś odpowiedzi. Gdyby tylko mógł cofnąć czas. Wiedział, że nie powinien, a jednak to zrobił. Chciał zapaść się pod ziemie, było mu tak bardzo wstyd. W serce ktoś wbił nóż, tak bardzo zabolała go zdradza brata.
- Nie, nie tłumacz się! Już wystarczy... Dziękuję ci bardzo za wszystko! – Rzucił i wybiegł z pokoju.
Do oczu napływały mu gorzkie łzy, które spływały po policzkach i niczym stu kilowy kamień, kapały na ziemie z wielkim ciężarem, i znikały gdzieś, wydając przeraźliwe odgłosy. Biegł ile miał tylko sił w nogach by wydostać się z ich apartamentu. Dobiegł do windy i energicznie dusił guzik po tysiąc razy. ‘Szybciej, szybciej mówię!’ Mówił pod nosem. Na korytarzu nie było nikogo, jasne światła raziły go bezlitośnie. Chciał wyrwać sobie z głowy wszystkie włosy. Drapał się po czarnej czuprynie i ścierał łzy, rozmazując swój hebanowy makijaż. Czarniawe krople ściekały po szyi chłopaka, a on sam był strasznie rozgrzany. Miał wielką ochotę kopnąć w coś. ‘Nareszcie’, winda przyjechała. Czarnowłosy wsiadł do windy i znów wyżywał się na guziku. Winda jakby stanęła w miejscu, jechała tak wolno, że już szybciej było by iść schodami. Bill był strasznie zdenerwowany i każda rzecz, nie idąca po jego myśli okropnie go wkurzała. Każdy szmer obijający się o jego uszy zagłuszał mu myśli i powodował chwilowy przestój. Głowa bolała go niezmiernie, a napierająca gorączka była niczym innym jak stres. Dreptał po windzie, kopiąc podeszwą w złotą poręcz. Winda powoli osuwała się w dół jak ociężały słoń, jeszcze wolniej niż wtedy, kiedy zajechała. Czerwony dywan u jego stóp powoli zaczął się rozmywać, a światło, które raziło jego zapłakane oczy powoli nikło. Poczuł się jak piórko. Przełknął ślinę i powoli osunął się na podłogę, zapominając o bożym świecie.
Nie czuł żadnego bólu. Bez makijażu, w białej szacie szedł po zimnej, marmurowej posadzce. Odgarnął włosy na bok i zmierzał w stronę najjaśniejszego światła, które w ogóle go nie raziło. Chłopak zadawał sobie pytania gdzie jest, bo jeszcze całkiem niedawno siedział w windzie, popłakując jak wątła, mała dziewczynka. Spojrzał na swoja rękę, była blada niczym śnieg w Alpach, a na paznokciach ani śladu czarnego lakieru. Nie był już tym Farbim, którego znały i kochały wszystkie fanki. Szedł korytarzem otoczonym szybami, przez które mógł spojrzeć w dal i w dół. Cały świat u jego stóp. Przez chwilę poczuł radość i dumę z tego, że znalazł się w takim miejscu, ale potem znak zapytania w każdej jego myśli przewijał się i przewijał tworząc błędne koło. Usłyszawszy męski, gruby głos podążył w jego kierunku. Światło jaśniało, ale jego oczy nie protestowały. Czuł, że głos go wzywa i rzeczywiście jego uszy słyszały tylko ‘Chodź tu Bill’, więc chłopak szedł jak za zapachem upragnionego końca. Kiedy stał na brzegiem rzeki, otoczony jasnym światłem spojrzał w jej głębię? Widział swoje odbicie i odbicie jego brata, uśmiechających się radośnie oraz Boga wołającego jego imię. Wtem z nieba stąpił anioł, o bladej cerze. Na głowie jego zawiązane były ze sobą gęste loczki, a oczy miał koloru bezchmurnego nieba. Rzekł do niego, trzepocząc pierzastym skrzydłem.
- Stoisz na granicy. Wiedz, że droga, którą wybierzesz w tej chwili będzie ostatecznym wyborem między niebem, a ziemią. Zdecyduj sam. – I zniknął w gęstej chmurze. Chłopak bacznie przyglądał się odbiciu intensywnie myśląc. Czy chciałby powrócić na ziemie, i dalej mieć w sercu widok całującego się Toma i Anny? A może chce tu zostać? Woda w rzece wezbrała, a oczom chłopaka ukazał się Tom i Anna. Wtapiał w nich swoje czarne oczy, z których łzy płynęły już potokiem łącząc się z dzielącą ziemię i niebo, rzekom. Przysiadł na brzegu i urwał źdźbło trawy, po czym rozrywał je na kawałki, na następne i coraz mniejsze. Wokół ćwierkały ptaki, drzewa przybrane były w pachnące kwiecie, motyle siadały, na co drugim kwiatku. Chłopak rozmarzył się na moment, poczym znów myślał. Odszukał w sobie nutkę przebaczenia i chciał spróbować wybaczyć. Im więcej miał w sobie tej obłudnej wiary, tym mocniej nikły obrazy otaczające go. W pyle i mgle ukazało się światło z aniołem. Przekazał mu ostatnie słowa ‘Już wybrałeś’. Widok spokojnej krainy z rzeką śmierci całkowicie zanikł.
Obudził się w pocie czoła, leżąc w szpitalnym łóżku. Za rękę trzymała go Anna, a na fotelu obok siedział przygnębiony Tom. Otworzył delikatnie oczy by na nich spojrzeć, pogrążeni byli w płaczu, więc ponownie nie zamknął. Serce zabiło mu mocniej i poruszył rękom, wtem Anna spojrzała na niego z chwilą radości, a chłopak otworzył oczy. Dziewczyna rzuciła się mu na szyję, po czym wycałowała. Czarnowłosy pokornie to zniósł, a kątem oka patrzył na stolik, na którym leżała zwinięta kartka. Wziął ją do ręki i przeczytał napis, który głosił...
- Znów reklama! Wyrzucę ten odbiornik telewizyjny przez okno! – Powiedział Tom.
- Tom uspokój się to tylko reklama. – Uspokoił go Bill. – Chipsa? – Zapytał.
- Nie, w tym momencie mam ochotę pojechać do stacji telewizyjnej i natrzaskać tym, co to zarządzają reklamo dawstwem. – Rzekł oburzony.
- Jestem! – Dobiegł do nich głos dziewczyny. Za sofą stała Anna niosąca colę.
- Nareszcie skarbie. – Rzucił Bill.
- Taaa... I te migdalenie. – Odchrząknął Tom, patrząc jak Anna i Bill namiętnie się całują. – Też chcę! – Zaprotestował.
- Nie. – Zaprzeczył Czarnowłosy.
- Czemu?
- Bo to moja dziewczyna. – Odpowiedział inteligentnie Bill. – A poza tym, tak się braterską miłością w sercu nie postępuje
- Głupie gadanie, chcę buzi. – Powiedział Tom.
- To sobie chciej. – warknął Bill. Dredowaty lekko podenerwowany wyszedł z pokoju by zaglądnąć do lodówki. Na stoliku leżała kartka, zwinięta podobnie jak w filmie. Wziął ją do ręki i przeczytał.
„Za miłość braterską warto umierać, lecz wrócić z krainy radości i mieć siłę do tego jest trudniej. Zważaj na swoje czyny Tom.” |
|