Mod-Miss Dixx |
Wysłany: Czwartek 09-11-2006, 18:07 Temat postu: Przez ten monsun przejdziemy razem... |
|
Wypociłam kilka zdań i oto, co powstało. Schować miotełki do szafy, nie bić!
Ostry gwizdek trenera, skok. Chłodna toń wody i szum w uszach. Teraz liczy się tylko wyścig. Nie ważne, że po dwóch godzinach intensywnego pływania była dosyć zmęczona. Ręce już automatycznie wykonywały koloste ruchy. Trzeba zostawić rywalki w tyle, zdać test - to w tamtej chwili było najważniejsze. Nic więcej.
Nareszcie koniec. Dziewczyna wynurzyła się spod przejrzystego lustra basenu z uczuciem, że jeszcze chwilka i nie przeżyłaby bez tlenu. Rozpaczliwie wciągnęła powietrze do płuc.
- Marika, świetnie! Annie, Paula i Julka, bardzo dobrze! - trener pochwalił dziewczyny.
Znów, mimo wysiłku i zaangażowania, nie była na pierwszym miejscu. Co z tego, że była bardzo dobra? Jej ambicją było zostanie najlepszą. Niestety, zawsze znalazł się ktoś, kto potrafił więcej. Julka nie poddawała się mimo wielu porażek, w końcu człowiek uczy się na błędach, czyż nie?
Nareszcie można wyjść z wody. Przekrwione od chloru oczy piekły niemiłosiernie. Dziewczyna, zmęczona po ostrym wysiłku, nieprzytomnie ruszyła ku wyjściu. Przebierając się i susząc, marzyła tylko o wygodnym łóżku i ciepłej kołderce.
Wyszła z terenu pływalni. Do domu miała tylko kawałek drogi, więc ruszyła piechotą. Było gorąco, majowe słońce grzało przyjemnie, dając obietnicę pogodnego dnia. Po niebie płynęły wolno białe baranki, zauważyła Julia, zadzierając wysoko głowę. Ludziom udzieliło się to, i tak jak chmury po sklepieniu, szybowali spokojnie wzdłuż sklepowych witryn, odurzeni wiosną, upojeni zielenią, rozłożoną równomiernie wzdłuż chodników. Bo w centrum miasta nie ma miejsca na kwiaty, toteż ich nie było.
Julka mijała szyby, za którymi można było podziwiać piękne ubrania, obrazy, wypieki. "Życie jest piękne" - pomyślała, zatrzymując się przy ogłoszeniu o koncercie.
Wtedy też usłyszała trąbnięcie samochodu. Automatycznie odwróciła się. Czarne BMW zatrzymało się na chodniku, dwa metry od dziewczyny.
- Hę? - zdziwiła się, widząc, że kierowca skinął w jej kierunku. - Johan Kingsley? - Julka zauważyła, że prowadzący auto jest jej znany.
Kingsley był szefem bremeńskiej filii organizacji ochrony bezpieczeństwa, do której należała dziewczyna. Na czym polegała jej działalność? Na razie otrzymywała drobne zadania, na przykład udział w obławie szajki narkotykowej, zatrzymanie osób dosyć poważnie łamiących prawo. Można powiedzieć, że Julka była agentką, na razie jeszcze mało doświadczoną, lecz szybko się uczącą.
Teraz, siedząc w samochodzie szefa, zastanawiała się, co przygotował tym razem. Słynął z zaskakujących pomysłów i nieobliczalności, nie można było przewidzieć, co wymyślił.
- Po co mnie wezwałeś, Kingsley? - zapytała się Julka.
- Może najpierw dzień dobry? Albo od razu przejdźmy do konkretów. Kierunek: Finlandia, czas do odlotu: pół godziny - oznajmił mężczyzna, ruszając w drogę.
- Przepraszam, że co? - dziewczyna była kompletnie zaskoczona. - Lecimy do Finlandii? A po co? Czekaj - przypomniała sobie coś. - Dzisiaj jest dziesiąty maja? - jej szef kiwnął głową. - Eurowizja?
- Gala rozpoczyna się za dwie godziny. Musimy zabezpieczyć teren, istnieje prawdopodobieństwo zamachu terrorystycznego. Wyobrażasz sobie, co to by było? Wielka impreza, same gwiazdy... Ludzie tej masakry szybko by nie zapomnieli, tak więc musimy jej zapobiec. Zbieramy najlepsze jednostki i lecimy na miejsce.
- Najlepsze jednostki... Czyli ja zostaję w domu! - oburzyła się Julka. Kingsley zacmokał z pobłażaniem.
- Nie, nie... Możesz się przydać, i to bardzo. Nie marudź już.
Dziewczyna spojrzała w lusterko, by zauważyć krostę na nosie i przekrwione oczy. Pominęła ich piękny, zielony kolor, oraz to, że doskonale komponowały się z rudymi włosami, które miała zamiar przefarbować. Julka była krytyczna w stosunku do siebie, nie do końca akceptowała swój wygląd, chociaż tak naprawdę nie miała sobie nic do zarzucenia.
W lustrze odbijały się także oczy Johana Kingsleya, niebieskie i okryte siwymi brwiami. Mężczyzna miał około pięćdziesiątki, z czego dwadzieścia lat służył w wojsku, co odcisnęło się na jego charakterze: był twardy i nieugięty, nigdy nie dawał za wygraną.
- Byłaś już kiedyś w Finlandii? - przemyślenia Julki przerwał Johan.
- Nie. Fajnie, odwiedzę nowy kraj - rudowłosa wpatrzyła się za szybę.
Mijali zatłoczone ulice Bremen, co raz zatrzymywali się w korku: był duży ruch.
- Jak tak dalej pójdzie, nie dotrzemy tam za dwadzieścia minut - westchnął Kingsley, po czym dołączył się do orkiestry trąbnięć.
Dziewczyna wyjęła z torebki kanapkę i zaczęła ją konsumować.
- Rodzice powinni z miłością robić kanapki dla swoich dzieci. Czy to, że robię je sobie sama, znaczy że rodzice mnie nie kochają? Czy może znaczy to, że kocham sama siebie? - zapytała się mężczyzny.
- Kto to wie? - odpowiedział lakonicznie Johan. - No, jesteśmy na miejscu! - ucieszył się.
On się radował... Julkę zaczął boleć brzuch ze zdenerwowania. Co będzie, jeżeli nie poradzi sobie...?
Następna część... Za tydzień  |
|